Friday, January 27, 2012

● 1

- Ty naprawdę masz coś z głową - skwitowała Stacy, patrząc na mnie zażenowana, kiedy w samych bokserkach śpiewałem do dezodorantu na całe gardło piosenkę "I'm Too Sexy".
- I'm too sexy for my shirt, too sexy for my shirt!
  Po tym wystąpieniu Stacy podeszła do radia i wyjęła wtyczkę z gniazdka.
- Ej, jeszcze nie skończyłem - zaprotestowałem.
- Chyba masz trochę za wysoką samoocenę, narcyzie. 
- Też byś taką miała, gdybyś wyglądała tak jak ja.
  Stacy wzięła poduszkę i z całej siły przywaliła mi nią w głowę.
- Ogarnij się. Pojutrze casting, może zacząłbyś się przygotowywać?
- Nie idę na żaden casting, zapomnij. Już to przerabialiśmy. 
- Wiedz, że jeśli nie pójdziesz na niego z własnej woli, to razem z twoją mamą zaciągniemy cię tam siłą za te uwodzicielskie kudły. Zrozumiano?
- Jesteś słodka jak się złościsz - uśmiechnąłem się do niej moim jednym z tych uśmiechów, na które 99,99% dziewczyn mdlało. Do tego 0,01% zaliczała się właśnie Stacy. Ilekroć próbowałem użyć na niej mojej broni do uwodzenia, tyle razy ona patrzyła na mnie jak na idiotę i wybuchała śmiechem. Tak też stało stało się teraz.
- Nie pajacuj. Harry, to twoja szansa.
- Nie żadna szansa, tylko cyrk na kółkach. Przecież tam przyjdzie tysiące osób lepszych ode mnie. Tylko się ośmieszę.
- O, widzę że Pan Narcyz ma tremę. Dlaczego nie chcesz się sprawdzić?
- Stacy, skończ ten temat, proszę. Nigdzie nie idę i kropka.
- Jak sobie chcesz. Żebyś później nie żałował - powiedziała Stacy, wstając z mojego łóżka i skierowała się w stronę drzwi. - Wpadnę jeszcze wieczorem. Buźka.
- No, trzymaj się.
  Kiedy wyszła położyłem się na łóżku i wbiłem wzrok w sufit. Może Stacy ma rację? Może rzeczywiście powinienem spróbować? A nuż się uda.
  Wstałem i wyciągnąłem z szuflady mojego iPoda. Założyłem na uszy słuchawki i włączyłem "Isn't She Lovely" Steviego Wondera, po cichu nucąc pod nosem. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem śpiewać na cały głos, a w drzwiach znienacka pojawiła się moja mama. Poczułem się trochę jak dziesięciolatek przeglądający po kryjomu gazetę dla dorosłych złapane na gorącym uczynku. Szybko wyłączyłem piosenkę, a mama się roześmiała.
- Kochanie, nad czym ty się jeszcze zastanawiasz? Jesteś świetny. I nie mówię tego tylko dlatego, że jesteś moim synem. Naprawdę tak uważam.
- Mamo, tam będzie mnóstwo profesjonalistów, którzy śpiewem zajmują się przez całe swoje życie. A ja? Moja kariera kończy się pod prysznicem.
- I muszę ci powiedzieć, że jeśli miałbyś dostawać za swoje wystąpienia pod prysznicem pieniądze, moglibyśmy się w końcu stąd wyprowadzić. Wiedz, że niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, będę cię wspierać. Ale moim zdaniem naprawdę nic by się nie stało, jeśli byś spróbował. Przemyśl to jeszcze - mama wstała, pocałowała mnie w czoło i wyszła.
 W sumie racja, co mi szkodzi? Najwyżej się nie dostanę. Nic strasznego. Jedyne co, to mogę zyskać. Porwałem iPoda z biurka i zbiegłem na dół.
- Jedziemy na casting - oznajmiłem tonem jakbym co najmniej wynalazł szczepionkę na raka. Moja mama tylko się uśmiechnęła.
- W takim razie idź teraz ćwiczyć.
 I tak właśnie zrobiłem. Wróciłem do swojego pokoju, włączyłem laptopa i znalazłem karaoke do piosenki, którą śpiewałem wcześniej. Szło mi całkiem nieźle. W połowie piosenki drzwi się otworzyły i w progu stanęła Stacy.
- Harry! I ty jeszcze masz wątpliwości czy jechać na ten casting, czy nie?! Ty cholerny egoisto! Jak możesz trzymać taki głos na uwięzi i tylko dla siebie?!
 Roześmiałem się. Czego jak czego, ale komplementów od Stacy często nie słyszałem. Naprawdę musiałem być dobry, skoro powiedziała mi coś takiego!
 Stacy położyła się obok mnie na łóżku i włączyła od początku piosenkę. Zaśpiewałem ją do końca, a ją, jak zauważyłem, zamurowało. Dopiero po chwili wydusiła z siebie zdanie:
- Jesteś naprawdę genialny...
- Harry! Kolacja! - zawołała z kuchni mama.
 Zeszliśmy na dół, a na stole czekało spaghetti. Moja mama była najlepszą kucharką na świecie. Uwielbiałem jej jedzenie. Czasami się zastanawiałem, czy nie mam tasiemca, skoro jadłem jak górnik dołowy, a w ogóle nie tyłem.
 Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść.
- O której jutro wyjeżdżamy?
- Jakoś koło 5? Lepiej wyjechać rano i być tam wcześniej, przed tą całą masą ludzi.
- To może ja już będę lecieć. Lepiej żeby Harry zaraz położył się spać, a już jest późno - powiedziała Stacy, wstając od stołu.
- Jak chcesz, możesz dzisiaj u nas nocować kochanie. Chyba chcesz jutro z nami jechać, prawda? - zapytała moja mama z uśmiechem.
- No jasne, jeśli to nie problem.
- No to załatwione.
- Dziękuję pani Styles.
 Po kolacji pozmywaliśmy naczynia, ja poszedłem pod prysznic, a kiedy wyszedłem Stacy siedziała na łóżku w mojej koszulce, z laptopem na kolanach.
- Pomyślałam, że nie będziesz jutro jej zakładał, a ja nie mam nic ze sobą i...
- Nie ma sprawy. Tylko pamiętaj, że ja chrapię i się rozpycham w nocy - zaśmiałem się.
- Co? Nie, ja nie śpię z tobą! Twoja mama już mi przygotowała łóżko na dole.
- Twoja strata. A teraz spadówa, chcę już się położyć.
- Jak zawsze miły i uprzejmy. Dobranoc.
- A nie utulasz mnie do snu?
- Możesz sobie pomarzyć - powiedziała Stacy, wysłała mi buziaka w powietrzu i wyszła.
- No to jutro wielki dzień - szepnąłem do siebie, zgasiłem światło i położyłem się spać.


Chyba trochę długi ten rozdział wyszedł, co? (;
Za niedługo kolejny. Dzięki za wszystkie komentarze.
xoxo !